„Walczyć z chorobą”, „wygrać walkę z rakiem”, „Przegrać walkę z białaczką”, „poddać się depresji”. Do tego można dodać „dlaczego nie chcesz się leczyć?”, „kiedy zaczniesz dbać o siebie?” Dużo słów i dużo rozmów, strachu, niepewności, nadziei.
Wobec czego jednak tak walczymy, co jest naszym największym wrogiem? Śmierć, Biologia? Brak możliwości? Słabość? Ograniczenie? A może walczymy z samą etykietą narzuconą nam przez diagnozę, zawężającą nasze życie do jednego aspektu: choroby. A może walczymy z drugim człowiekiem?
Choroba jest wpisana w nasze życie, tak jak przemijanie i śmierć. Jest czymś naturalnym, co nam towarzyszy, czasami męcząc całe lata, niekiedy zmuszającą nas do nagłego poddania się terapii, podporządkowaniu szpitalnym wymogom i zasadą postępowania. I nic by nie było w tym złego, gdyby nie moment, w którym inni zaczynają nas postrzegać przez pryzmat naszej choroby.
Choroba zaczyna się w tym momencie, kiedy inny zaczyna litować się, spoglądać w stronę chorego z żalem. Napiętnowanie pełne litości, czy żalu, zdziwienie, że chory człowiek „normalnie” funkcjonuje, chce działać, być nadal sobą. Tak samo podziw, stawiający na piedestale „dzielnych ludzi”, którzy „potrafią tak stawić czoła chorobie”, może równie dotkliwe wyznaczać pozycję człowieka w relacjach z innym, tak jakby choroba wykluczała ze zwyczajnego bycia wobec drugiego człowiek, zwyczajnego bycia sobą. Tak jakby choroba oznaczała albo poddanie, albo heroiczną walkę. Tak jakby wykluczała bycie sobą.
Nie zauważamy, że z chorobą można spokojnie żyć. Czasami wymaga lepszej organizacji, tak by w codzienne czynności wpisać konieczność sprawdzenie cukru we krwi, zrobienia zastrzyku, bądź wygospodarowania czasu na terapię. Czasami rytm odwiedzin w szpitalu może wyznaczać kolejne miesiące i lata naszego życia, dopisując do codzienności dodatkowy obowiązek. Ale to jeszcze nie jest nic niezwykłego, to tylko dodatek – którego możemy nauczyć się nie zauważać, doświadczać jak wszystko inne.
Nie zauważamy, że wielu z nas jest chorych, spokojnie wchodząc po schodach, łapiąc każdy oddech, ukradkiem walcząc z dusznością. Nie rozumiemy, że ktoś kto szybko usiadł by zakryć, że zasłabł. Choroba może być niewidoczna, ukryta w zwykłych rozmowach, codziennych zmartwieniach, jak każdy inny element naszego życia. Nie przerażając, ani nie krzywdząc, po prostu jest, tak jak my, tak jak wszystko, co się nam w codzienności przydarza.
W chorobie męczące jest jedno: spojrzenie innego, jego niepewność jak się zachować wobec chorego. Nerwowe wysyłanie na urlop, proponowanie odpoczynku, odcinanie człowieka od niego samego tylko dlatego, że choruje. Spojrzenie na chorego tak jakby nie należał już do siebie, ale do zdrowych – tak jakby to zdrowy wiedział lepiej i jemu należałaby się całą przestrzeń.
Tak ja zdrowie choroba też jest naszym życiem. I tylko tyle.