Małgorzata

Małgorzata JantosFilozof koniecznie ma długą siwą brodę, kamienne rysy twarzy i kamienne oczy. Filozof jak wiadomo jest filozofem wykutym w marmurze. Może to dlatego nie wie nic o świecie i światem się nie interesuje. Kamienna filozofia naszego stereotypu zamknięta w księgach tak mądrych, że aż trudno je utrzymać w jednej ręce. Do tego potrzebny jest stół równie marmurowy jak ona sama. Poza stereotypem dzieje się jednak o wiele więcej, kamienni filozofowie milczą i nic nie widzą, gdy od stołu filozoficznej uczty odchodzą kobiety.

Najpierw weszła w ten świat filozofów, szybko jednak odkryła, że to nie wystarcza. Świat pędzi za szybko, życie jest za krótkie, za dużo jest do zrobienia by milczeć przy stole. Można uczyć, za to, kochają ją jej uczniowie, można dawać możliwości, można jednak wejść w rzeczywistość głębiej, odważniej, zacząć ją zmieniać. Praca u podstaw, lokalność budowana raz jeszcze, porządek społeczny wymaga aktywistek i filozofek.

Od lat zaangażowana w praworządność, rozumie ją jako działanie odważne. Świat nie zmieni się sam, potrzebuje Małgorzaty. Relacje międzygatunkowe to nie jest tylko nasz kot czy pies głaskany po głowie. Kto walczył z cyrkami katującymi zwierzęta, komu udało się wywalczyć ustawę zabraniającą działalności cyrków z udręczonymi zwierzętami w Krakowie? Kto od lat upomina się o cmentarz dla zwierząt pozaludzkich i szanuje nasze cierpienie? Kto umożliwił powstanie pomnika upamiętniającego Dżoka? Bez Małgorzaty Janton dużo by się nie wydarzyło. Oczywiście miasto nadal by stało, tramwaje dalej by jeździły po swoich torach, nadal studenci wieczorami okupowaliby wszystkie knajpy. Nie w tym jednak rzecz, zmiany na lepsze zaczynają się od naszego sumienia. Małgorzata pozwala nam uświadomić sobie, że wspomnienia z dzieciństwa i śmiech na widok stojącego na dwóch łapach niedźwiedzia wcale nie są sielskie. To wspomnienia z przedstawienia grozy, horror zwierzęcia katowanego całymi latami, tylko dlatego byśmy mogli się pośmiać. Małgorzata pozwala nam również zrozumieć, że żal za utraconym przyjacielem i przyjaciółką jest taki sam nie zależnie od tego do jakiego gatunku on/ona należą. Kotunia córunia, Psina dziecina, zasługują na nasz żal, żałobę, godny pochówek. Fakt, że ciągle nie możemy im tego dać boli i to bardzo. Od lat Małgorzata walczy, tłumaczy, zabiega o cmentarz dla zwierząt, a tak naprawdę puka do naszego sumienia i pyta, czy wiemy kogo tracimy? Dlaczego chcemy wyrzucić na śmietnik istotę, która tyle czasu z nami była i nas kochała?

Miasto będzie stało i bez takich radnych, tylko czy my poradzimy sobie bez takich kobiet, filozofek, aktywistek? Małgosia nie tylko wspiera, nie tylko widzi problemy tam gdzie nam się nie chce ich dostrzec, daje nam nadzieję na zmianę nas samych. Wykuci w kamieniu filozofowie dużo rozprawiali o wartościach. Sztuką jest jednak nie o nich mówić, a je realizować. Małgorzata zna bardzo dobrze filozoficzne opowieści, ważniejsze jest jednak dla niej usłyszenie drugiego człowieka. Saksofonista grający swój smutek, malarz który zgubił serce w muralu, aktywistka dla której najważniejszy jest klimat, nauczycielka na emeryturze do której nikt już nie zagląda, starszy pan zrozpaczony bo nie może pochować swojego pieska. Usłyszeć ich wszystkich. Działać. Zmienić to miasto, tą konkretną przestrzeń. Wartości nie zrealizują się same, wielkich metafizycznych przestrzeni nie ma, są za to ludzie, ci którym można pomóc, zmienić dla nich rzeczywistość, dać im możliwości. Filozofia dialogu realizuje się w rozmowie i działaniu dla i na rzecz.

Małgorzata jest zmianą. To umiejętność słuchania i odpowiadania na brak, pustkę, niemożność. Praca u podstaw, dzień po dniu, wysłuchać drugiego i znaleźć odpowiedź na jego/jej problemy. Kamienni filozofowie milczą. Ich opowieści rozwiał już czas. Gołębie na rynku jak zawsze siedzą i przyglądają się uważnie śmiesznym ludziom. Małgorzata spokojnie wsłuchuje się w świat i dzień po dniu odpowiada. Świat sam się nie zmieni, nie stanie się lepszy, potrzebni są nam ludzie, którzy nie boją się usłyszeć, zaangażować i działać. Małgorzata jest zmianą.

Renata

RenataMożna patrzeć i równocześnie nie widzieć. Można słuchać i równocześnie nie słyszeć. Można rozmawiać i nie rozumieć. Można żyć obok i zamykać drzwi. Trzeba mieć niezwykłą odwagę, żeby dostrzec, wysłuchać, zrozumieć, otworzyć się na, wystąpić w imieniu osoby doświadczającej przemocy. Zostać świadkiem, świadkinią to wstrząs, doświadczenie zła, to również odpowiedzialność, z którą nie każdy/a z nas potrafi się zmierzyć. Kim jestem by pomóc i mówić dla innych?  

Mobbing, przemoc stosowana w domu, na ulicy, w miejscu pracy otaczają nas jak lepkie, duszące macki. Zło wkrada się w nasze życie i nawet nie wiemy, kiedy nie jesteśmy w stanie sobie z nimi poradzić. Toną inni, toniemy my. Krzyki, arogancja, manipulacja, wykorzystanie, przemoc emocjonalna jest równie groźna jak ta fizyczna, może zabijać tak samo skutecznie. Mobbing, znęcanie się w pracy nad drugim człowiekiem, publiczne upokorzenie, piekło do którego boimy się wejść, a trzeba tam pozostać, nie jest łatwo zmienić pracę, nie jest łatwo walczyć w pracy.

Form przemocy emocjonalnej, ekonomicznej, symbolicznej jest tak wiele, my jednak często zamykamy oczy i nie widzimy, gdy ktoś umiera. Potrzebujemy siniaków i krwi, żeby dostrzec krzywdę, a i w tedy potrafimy odwrócić się od osoby doznającej przemocy. To niezwykła siła, ogromna determinacja, moc naszej świadomości i empatii, gdy decydujemy się pomóc, gdy stajemy po stronie osoby doznającej przemocy.

„Dlaczego nikt nie widzi, że umieram”, Renata Kim zadaje to pytanie w tytule swojej książki – opowiadającej o kobietach zamkniętych w opresji przemocy, której nikt nie widzi, większość z nas bagatelizuje. „Pewnie tego chciała”, „dlaczego nic z tym nie zrobi”, „to niech odejdzie”, „pewnie jej z tym dobrze”, „cierpiętnica” – to tylko niektóre stygmaty jakimi stemplujemy drugiego człowieka.

Odwaga bywa najtrudniejsza, zwłaszcza, gdy zna się konsekwencje. Walcząc z mobbingiem Renata wiedziała, że wszystko obróci się przeciwko niej. W tej walce o sprawiedliwość została osamotniona. Nikt nie chce wspierać osoby uświadamiającej nam swoim działaniem, że my też możemy dużo, tylko wolimy odwracać wzrok i powtarzać „nic się nie da zrobić”. Pisząc książkę, pozwalając mówić osobą doświadczającym przemoc Renata stała sama naprzeciwko kobiet, które powierzyły jej swoje cierpienie, dała im głos, pozwoliła przepracować traumę, dała im siłę. Tak samo stanęła sama wobec mobbingu walcząc o sprawiedliwe, godne traktowanie, dała innym wolność od dusznej, zabijającej na co dzień przemocy psychicznej. W świecie gdzie rządzą nasze uprzedzenia i ślepota kara za odwagę bywa najmocniejsza: niezrozumienie „dlaczego to robisz”, „o co ci do tego”, „chcesz zająć miejsce swojego szefa”. Samotność boli. Niezrozumienie innych podcina nam wolę działania. Chce się uciec, zamknąć drzwi, przepłakać wszystko i zapomnieć.

W lepkim świecie, gdzie odwracamy wzrok, gdzie niezaangażowanie stało się normą, a niezwracanie uwagi na cierpienie drugiego uprzejmością, Renata jest światłem. Przerwała milczenie dała możliwość opowiedzenia swojej herstorii, dojścia do siebie, uzuskania sprawiedliwości. Czasami wystarczy jedna osoba, która zmieni wszystko. Odważna osoba, ktra wysłucha czy stanie obok. Renata.

Renata jest światłem, rozbiła ciężkie, okrutne milczenie, miała odwagę by stać po stronie drugiego, poniżonego, upokorzonego człowieka. Jej książka i to, co robi daje szanse by przyjrzeć się temu, co złe i okrutne. Poniosła za to okrutną karę – niezrozumienia. Światła nie można jednak złamać, zamknąć w ciemności. Mądra, silna kobieta potrafi być sobą, dać z siebie wszystko i przetrwać. Renata jest światłem, które zmienia nasze podejście do drugiego człowieka, uświadamia nam, że tylko nasze zaangażowanie, pomoc, nieobojętność może stać się ratunkiem dla osób doświadczających przemocy. Dać drugiemu moc, dać drugiemu szasnę na głos. Renata jest światłem, pozawala nam patrzeć i dostrzec. Każdą przemoc zawsze można przerwać, trzeba tylko zacząć o niej mówić. Nie jest łatwo powiedzieć stop mobbingowi, jeszcze trudniej się przeciwstawić. Światło jest potrzebne. 495772-dlaczego-nikt-nie-widzi-ze-umieram-renata-kim-1

Danuta

Danuta wawrowskaKonwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej podpisana w 2015 roku przez ówczesnego prezydenta RP Bronisława Komorowskiego – niektórych w naszym kraju boli. Prawa kobiet owszem możemy doszukać się ich w konwencjach, ustawach, ale ciągle to kobieta znajduje się w niesymetrycznej sytuacji. Stereotypy, uprzedzenia, tradycja budują ciągle obraz kobiety, która powinna być uległa, zajmować się domem, swoim mężczyzną, dziećmi. Co dzieje się za zamkniętymi drzwiami domu, ma pozostać za zamkniętymi drzwiami. To kobieta, ciągle to kobieta, usłyszy, że to ona była w niewłaściwym miejscu o złej porze, to ona prowokowała, nie uważała, to ona źle się prowadziła, to ona źle się odezwała, to ona nie zrobiła tego, co powinna zrobić. Zupa zawsze jest zasłona i zawsze to kobieta odpowiada za nią.

Danuta Wawrowska, wulkan energii, kompetencji, serdeczności, zawsze z wyciągniętą ręką. To moje pierwsze wspomnienie, jej cudowne loki, uśmiech i wyciągnięta ręka. Wiedziona intuicją od razu wyczuła moje złe samopoczucie, osoby, która weszła w nowe środowisko i nie zna nikogo. Chwila, a już miałam osobę, która zmieniła wszystko. Danuta jest energią. Nie pozostawia nikogo, empatia zawodowa i dnia codziennego, przy niej po prostu nie można się zagubić. Danuta to ciepło jakie daje innym.

Czarne protesty, Danuta współorganizuje je w Słupsku. Kobiety zamknięte ze swoimi oprawcami w lockdownie, Danuta jedzie z policjantem wyciągnąć z domu pobitą kobietę, nie zważa, że trwa pandemia, że sama może się zakazić, nie przejmuje się niechęcią policjanta. Niczym heros z opowieści dla dzieciaków, przebija mur obojętności i niechęci, maltretowana kobieta zostaje uratowana, tylko dlatego, że Danuta nie ustąpiła, nie zatrzymała się na niechęci działania i braku zaangażowania innych. Walczy o prawa dzieci, a jej akcja #alimentytonieprezenty doprowadziła do zmiany prawa. 8 marca 2021 roku razem z Joanną Piotrowską z Feminoteki i Anitą Kucharską-Dziedzic (posłanki Nowej Lewicy) zaproponowała zmiany w prawie, zaczynając od definicji gwałtu. Projekt nowelizacji Kodeksu karnego został złożony do laski marszałkowskiej. W projekcie tym najważniejszy jest nie sprzeciw, jak to jest obecnie w prawie, ale zgoda. „Tylko tak oznacza zgodę”.

Danuta jest prawniczką, jej kancelaria prawna to miejsce pracy i sztab operacyjny do walki z przestępstwami najbardziej ukrytymi, ciągle jeszcze w społeczeństwie niezauważanymi czy wstydliwymi. Wiele kobiet ciągle nie potrafi wyjść ze spirali przemocy, zwłaszcza gdy rodzina, znajomi, przyjaciele powtarzają im na okrągło „nie przesadzaj”, „nie odbieraj ojca dzieciom”, „a co ty bez niego zrobisz”. Katowane latami, same ze swoim nieszczęściem, ze swoimi ranami, bez wsparcia. Trzeba dużo empatii, zrozumienia, trzeba dużo wiedzy i doświadczenia zawodowego, żeby móc i potrafić pomóc. Danuta ma te możliwości, ma tą moc, ma też siłę by walczyć o te, które nie widzą wyjścia z matni w jakiej się znalazły.

Kobieta doznaje przemocy na wielu poziomach, w czasie trwania przemocowego związku i w trakcie uwalniania się od partnera-kata. Przemoc ekonomiczna, psychiczna, emocjonalna, symboliczna, nie pozostawia widocznych ran i okaleczeń, pozostawia jednak problemy z jakimi nie rzadko kobiety będą zmagać się przez całe swoje życie. Do tego brak zabezpieczenia finansowego, odebrane przez partnera możliwości zarobkowania, czy pozostawienie kobiety z dziećmi bez wsparcia. Alimenciarze, to takie czułe określenie mężczyzn, którzy muszą być zmuszani przez państwo, wymiar sądowniczy, by zabezpieczyli swoje własne dzieci. Na tę czułość Danuta się nie godzi, to nie jacyś mili, zaradni kolesie, którzy wiedzą jak przykombinować, żeby nie dać się oskubać przez byłą, a przestępcy, skazujący swoje dzieci na ubóstwo, swoje byłe partnerki na upokorzenie i strach co będzie dalej. Trzeba ogromnej determinacji i siły, żeby nie dać się oszukać przez miłego pana bezradnie pokazującego puste konto, trzeba mieć dużo odwagi, żeby przeciwstawić się męskiej solidarności sędziów, prawników czy komorników, którzy z pobłażaniem traktują „biedaka” skazanego na alimenty.

Walcząc o prawa kobiet, o ich godność, równe traktowanie, o ich możliwości nieustannie trzeba zderzać się z męskocentryczną strukturą instytucji. Dla wielu polityków Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej to zło wcielone, aberracja. Ciągle też konwencja, choć podpisana przez prezydenta naszego kraju, nie doczekała się wdrożenia w życie. W zamian doczekaliśmy się kolejnych kroków niszczących prawa kobiet i ich bezpieczeństwo, orzeczenie trybunału konstytucyjnego pani magister usuwający możliwość aborcji płodów z wadami letalnymi, to kolejny krok do uprzedmiotowienia kobiety. Kobieta w naszym kraju ciągle jest w niesymetrycznej sytuacji, ciągle nie ma realnej równości.

Danuta Wawrowska, super-Bohaterka, siła, odwaga, kobieta, która nie zważa na brak wsparcia, zrozumienia i znieczulicę. Jest bohaterką, bo potrafi skutecznie walczyć o kobiety, wygrywać w sądzie dla nich sprawę. Jest super-bohaterką bo poświęca każdą swoją wolną chwilę, by wspierać, by protestować i budować dla nas wszystkich nową, równościową rzeczywistość. Jest wsparciem, zaczynając od rzeczy małych, codziennych, a kończąc na tych fundamentalnych. Danuta jest bohaterstwem.

Danuta3#tylkotakoznaczazgodę

Dzień Zwierząt Hodowlanych

20220823_100923Po co nam to wszystko? Te dni Zwierząt Hodowlanych, Kota, Psa, kundelka?

Świadomość człowieka jest dość osobliwa. Płata różne figle. To jak z otwartą lodówką i gapieniem się w otwartą puszkę humusu.

– Mami jest humus?

– Przecież na niego patrzysz

– gdzie?

– przed tobą!

Ale humusu dalej nie ma. W zasadzie to marzą mi się lody, na kokosowym mleku, truskawkowe. Czuje je już na podniebieniu. Więc tego humusu nie widzę, aż mama za mną stanie i sięgnie po niego ręką.

To samo dzieje się w innej przestrzeni.

– Mamo ale ono nie żyje!

– a może zjesz filecika?

– Mamo ale tu w tej zamrażarce leży prosiątko.

– gdzie? Co ty mówisz?

– tutaj popatrz!

– oj nic się nie martw, nic mu się nie stało.

– ale ono jest martwe.

Dziecko jeszcze może coś dostrzec, jeszcze nie ma wszystkiego tak głęboko zakamuflowanego i przenicowanego na drugą stronę, że jeszcze czasami coś widzi. Psa na łańcuchu, zafoliowane zwłoki zarżniętego prosiaczka w zamrażarce, rozjechanego jeża na drodze. Potem świat mu powie, wbije do głowy, że przecież nic się nie stało. Nie ma problemu, taka jest kolej rzeczy.

To mentalność złodzieja. Skoro wszyscy kradną to ja też mogę. Tak mięsojedzący tłumaczą sobie świat. Skoro zwierzęta zjadają się wzajemnie to i my możemy je zjadać. Logika złodzieja. Skoro wszyscy kradną ja też mogę. To stara strategia zabijania naszej wrażliwości. Umieścić zbrodnię w przestrzeni normy. Jak wszyscy tak robią, skoro to jest normalne, to można. Tak przez całe stulecia powtarzali mężczyźni biorąc sobie dziewczynki za żony. Przemoc. Gwałt. Zbrodnia. Zabijanie zwierząt. Odbieranie wolności, godności, podmiotowości. Bo inni tak robią. Tak się robi. To mentalność złodzieja. Skro wszyscy tak robią, ot taka tradycja…

Dzisiaj Dzień Zwierząt Hodowlanych. Najbardziej udręczonych, najbardziej cierpiących, tylko dlatego, że pozwoliliśmy na przemoc, uznaliśmy ją za normę.

Świadomość człowieka bywa osobliwa. Czasami płata mu figla. Można latami nie widzieć. Trwać w mroku. Ćwiczyć się w niezauważaniu. Tylko, że jak się już zobaczy oczy przerażonej świni, umierającej kury, zakatowanej krowy świat wywraca się do góry nogami.

Dzień Zwierząt Hodowlanych jest nam potrzebny. Potrzebujemy skonfrontować się z samymi sobą, zobaczyć co robimy innym. Potrzebujemy zrozumieć, że to my, nasze potrzeby, smak, przyzwyczajenie, moda, sposób bycia – może zabić. To my. I to od nas zależy. Już czas. Czas by dać żyć, tym, których tak długo wśród nas nie ma, zamkniętych w wielkich hangarach, hodowlach śmierci, zamordowanych cierpieniem niemożliwego życia.

Drogi równości

IMG_20210322_124054To jest droga. Człapiemy nią od niedawna. Tak naprawdę nasz świat zbudowany jest na spirali przemocy, nierówności, hierarchii. Nawet nie wiadomo kiedy to wszystko się zaczęło. W British Museum można stanąć przed gablotą, w której spoczywa ciało człowieka z bagien. Człowiek z Lindow został zamordowany i to na wszelkie możliwe rytualne sposoby: był duszony, topiony, zakopany. Dzisiaj turyści z całego świata mogą oglądać to zmumifikowane ciało sprzed około 2000 lat. To kolejne okrucieństwo, z zabitego człowieka zrobiono znalezisko, przedmiot archeologicznego dziedzictwa. Tak to już jest, historia cały czas nas zjada, nie mamy dla siebie zbyt wiele litości, nawet gdy minęły całe stulecia.

Krok po kroku mozolnie, odrzucając klasizm, seksizm, rasizm, powolutku wtoczyliśmy się w wiek XXI. Niby jest całkiem inaczej, a jednak gdy nas zapytać czym są prawa człowieka, prawa kobiet czy prawa dziecka, pracownika, zwierząt mogłoby się okazać, że nie widzimy żadnych problemów. Są regulacje prawne, słownik wyrazów poprawnych i już nam się wydaje, że wszystko działa. Tymczasem ciągle bijemy się z nierównościami.

Jaka dzisiaj jest sytuacja kobiet? Seksistowskie żarciki, popkulturowe epatowanie seksualnością uprzedmiatawiającą kobiece ciało, przemoc domowa, szklane sufity, syndrom Matyldy, to wszystko nas otacza na co dzień i tworzy nierówności. Do tego moc stereotypów, antykobiecej tradycji czy nierespektowanie prawa. Kobieta mniej zarabia i wcześnie zostaje zesłana na emeryturę, rzadziej awansuje, często też nie budzi takiego szacunku jak mężczyzna. Przemoc nasza codzienna.

Krok po korku, mozolnie, nasza kultura człapie jednak w stronę równości płci, zrozumienia i poszanowania. Równość jednak jest procesem, długotrwałym, długofalowym. Zaczyna się w domu od wychowania dzieci, w szkole od pierwszych lekcji i słów nauczycielek i nauczycieli, od bajek, przez obecność kobiet w życiu społecznym, politycznym i kończy się w domu w relacjach pomiędzy parterkami i partnerami, pomiędzy ja i ty.

To jest droga. Poszukiwanie równości, zmiana kodów językowych. Czasami wydaje się tak zawiła i tak niemożliwa, jak wyroki ferowane w sprawie gwałtu lub przemocy domowej. Ciągle jeszcze znajdą się tacy, którzy powiedzą, że to kobiety wina, ona odpowiadać ma wedle tradycji za rodzinę, dzieci, męża. Wielbłąd objuczony wszelkim obowiązkiem. Poszukiwanie równości to czasami droga na linie, próba balansowania pomiędzy wychowaniem a oczekiwaniami społecznymi, pomiędzy ukrytymi wzorcami a tymi, które na co dzień kształtują nasze myślenie.

Idziemy jednak nadal naprzód. Coraz więcej jest nas, ludzi myślących równościowo, coraz więcej jest świadomości. Kolejne pokolenia coraz wyraźniej artykułują siebie, swoje potrzeby, własną tożsamość. To jeszcze nie koniec. Droga równości nigdy nie dobiegnie do swojego celu, warto jednak się starać. Warto stawiać kolejne kroki. Może będzie mnie przemocy, a może po prostu będzie w nas więcej zrozumienia i empatii?

Powoli, tak sobie człapiemy w kierunku równości. Tam. Tam gdzie nikt nikogo nie wini ze względu na płeć i pochodzenie. Świat idealny. Klasizm upadł, stary imperialny i feudalny porządek stoczył się do lamusa. Patriarchat chociaż jeszcze walczy staje się swoim cieniem. Równość. O równości warto mówić, warto o nią walczyć. W różnorodności i pluralizmie jest bowiem nasza siła, w kooperacji i zrozumieniu możliwość poradzenia sobie z tym, co złe i niszczące. Więc powoli, krok po kroku, w kierunku równości. Nasza droga.

Śmierć, ryby i Hypatia

śmierć, ryba i hypatiaRyby umierają w ciszy. Krzyk zagłuszony przez rozpacz. Podobno Hypatia została ukamieniowana, tylko za to, że nie chciała zamienić nauki na wiarę. Dopóki się nie wie i błądzi idzie się drogą pytań. Jak się zaczyna wierzyć, wówczas kwestionowanie bytu najwyższego nie jest możliwe. Złudne założenie, że wiara da wszystko. Hypatia nie chciała zrezygnować z pytań i obliczeń. Dlatego dopadły ją zimne kamienie i gorące dłonie. Filozofka, ta zła, heretyczka płynąca pod prąd. Nikt nie usłyszał jej krzyku. Umierała w ciszy, zabita bólem, pogardą, złością na wszystko to, co inne. Nie wolno kwestionować prawd powszechnych, zwłaszcza gdy jest się kobietą.

Ryby umierają w ciszy. Przepalone trucizną ciała płoną od środka. Przed zatrutą rzeką nie można nigdzie uciec, nigdzie się schronić. Uciekająca przed dogmatyzmem Hypatia była jak poparzona trucizną. Dookoła niej gęstniał tłum, z roku na rok, coraz więcej fanatyków, coraz mniej ludzi, którzy chcieli dyskutować. Nie wolno wyłamywać się ze swoich ról, zwłaszcza, gdy sztywne ramy społecznych nakazów mówią jednoznacznie: MUSISZ. Śmierć to konsekwencja niezależności myślenia, filozoficznej drogi. Dowiedział się o tym każdy po Hypatii, kto śmiał iść inną drogą.

Ryby umierają w ciszy. Nikt z nas nie rozpoznaje ich krzyku. Do góry brzuchami, o ciałach napiętych od śmierci, rozpaczy, wypływając jak odpady ludzkiej ślepoty. Na zatrutych falach unoszą się tylko szeroko otwarte oczy. Gdyby Hypatię poddano próbie wody pewnie wypłynęła by jak czarownica. Gdyby poddano jej próbie ognia, pewnie leczyłaby oparzone ręce zimnymi słowami. Brak pokory dopełnia zbrodni myślenia. Trzeba zabić to, co inne, inaczej dyktatura nie utrzyma się w żadnej postaci.

Ryby. Nie ma ryb. Martwa rzeka. Trucizna która się rozlewa.

Hypatia, Arete, Antiochis, Nikobula, Filenis z Samos, Teano, Damo, Arigonte, Kleobulina, Myja,  Periktione, Potone, Julia Domna, Aspazja, Hipparchia z Maronei, Temista, Lasteneia z Mantinei, Aksjotea z Filuntu, Pandorsejon, Edezja, Teodora, Pamfilia z Epidauros.

Ryb nie ma. Martwo rzeka. Ziemia, która krzyczy. Świat, który niczego się już nie domaga.

Kto pamięta, kto wie, kto zna imię, kto rozpozna. Na dnie, gorzkie fale. Historię nie stworzyły ryby, nie jest opowiedziana dla kobiet.

Czas gra na niekorzyść. Tej śmierci jest coraz więcej. Woda coraz bardziej pali.

Ryby umierają w ciszy.

Jan Szkot Eriugena i szczurzy ogon

JH33.jpegPrawdziwy świat: trawa, słońce, drzewa. To, co istnieje jest tylko odbiciem doskonałości nieba: kostka brukowa, śmietnik, ciasna klatka schodowa. Prawdziwy świat: niebo, powietrze, deszcz na skórze. To, co dookoła nas to tylko przejaw: nagrzany chodnik, kanalizacja, rynny. Idee są ponad, daremne marzenie, konary drzew, szum liści, nieistnienie.

Szczur filozof miejski, co zgubił już dawno swój ogon, zawzięcie porządkuje swoje doświadczenia. Od zawsze tam i z powrotem, z łapami wbitymi w cegłę, zaprawę, beton. Urodził się przy śmietniku, wielkiej, bezpiecznej przestrzeni, gdzie ponad głowami ludzie produkowali swoje odpady. To takie szczęście, być nie widocznym i być zarazem. Manifestacja niebytu ma swoje kolejne poziomy. Szczur jest dla człowieka gdy ten dostrzeże go na brzegu śmietnika, szczura nie ma gdy człowieka nie ma, szczura nie ma gdy nikt nie widzi jak przemyka na dnie miasta: kanalizacji.

Z tym ogonem to było tak, że dzieci złapały go jeszcze w młodości, chciały podpalić, ale on ugryzł jednego i się wyrwał. Ogromny ból poczuł dopiero później, obcięli mu ogon, nie wie kiedy. Wie jedno dzieci tak mają, jak dorosną będą bardziej okrutne. Świat już tak funkcjonuje, że rozchodzi się kolejnymi piętrami w dół do niedoskonałego dna. Piętra najwyżej nieba, potem już tylko coraz duszniej od kurzu, samochodów i śmieci. Najniżej, ostatni krąg piekła, materia gęsta od odpadów i tego, co nieważne. Piwnice, kanalizacja, ścieki. Miasto jest jak wszechświat, sfera boska i ludzka, sfera ludzka i upadła, niebo i materia. Więc tak stracił ogon, do dzisiaj go boli, czasami jeszcze we śnie czuje to żelazo wbijające się w jego ciało.

Bez ogona, szczur miejski może tylko umierać, albo zostać filozofem. Że zawsze był żywotny, wybrał to drugie. Pociąg do metafizyki odziedziczył po przodkach. Praszczur i jego, Szczura bez ogona, i tych na górze ludzie bez ogona i litości. Więc sobie siedzi i patrzy w latarnie czując, że to odblask wielkiej gwiazdy, spogląda na rynny i parapety, widząc w tym wielkie odbicie kosmicznej materii. Świat musiał się tak ułożyć, by szczur poznał swoje miejsce, przeszedł całą drogę i wrócił do wielkiej ciszy. Przecież świat rozwija się po to, by wreszcie zamknąć w sobie całą mądrość i śmieci. Kosmiczna jedności i cisza. Jak się nie ma ogona to najbardziej marzy się o ciszy. O śmierci nie ma co marzyć, ta przychodzi sama.

Pomiędzy kolejnymi krawężnikami, piwnicami, kanałami przejściami przez i do, pomiędzy Durlstotherium Newmani, a Rattus, pozostają całe piętra, ulice i dzielnice. Gdzieś tam na końcu nic nie czeka. To nic jest pełne jego marzeń. On, Szczur Bez Ogona, wie to najlepiej, został filozofem swojego własnego świata. Nikt go nie słucha. Rodzeństwo rozbiegło się na wszystkie strony miasta, miasto rozlało się na wszystkie pola i lasy, świat spuchł i rozrósł się ogromnie. To jednak go nie przerasta. Szczury już tak mają, że się nie boją tego wielkiego, napuchniętego świata. To też ich świat, dopóki ludzie o tym nie wiedzą. Więc siedzi spokojnie i obserwuje, jak w kolejnych oknach zapalają się światła. Dzisiaj zacznie się kolejna batalia o przywrócenie dnia. Jutro zacznie się kolejne błaganie o powrót nocy. Ludzie sami nie wiedzą czego chcą. On wie. Wie, że to wszystko zamyka się w jednym, doskonałym uścisku. Materia dąży do ideału. Niebo tylko czeka, żeby pokruszyć ten beton. Słońce tylko czeka, by wypalić te miasta. On, Szczur Bez Ogona, posłannik bezimiennego boga, siedzi sobie spokojnie. Przecież i tak nikt nic nie usłyszy. Nie ma go. Jest niebytem. I tak jest dobrze.

Strzyżyk, wątpliwości i Pyrron

20220731_162103Waży zaledwie sześć gramów. Takie małe nic co śpiewa ukryte w konarach drzew. Można się zastanawiać czy Strzyżyk faktycznie jest czy go nie ma. Podobno jeżeli czegoś nie znamy to nie powinniśmy o tym opowiadać, tak w każdym razie nie jeden filozof się upierał. Pyrron szedł nawet jeszcze dalej, uważając, że trudno jest nam dotrzeć do istoty rzeczy, a skoro istota rzeczy nam umyka to skąd wiemy czy ona jest czy jej nie ma? Tak samo jak ze Strzyżykiem. Niby jest a jakoby go nie było. Sześciogramowy obywatel napowietrzny lasu może umknąć nie jednemu, zwłaszcza naszym oczom. Człowiek jest ślepy, więc lepiej niech się nie wypowiada. To czego nie ma może okazać się istnieniem.

W sześciu gramach zawiera się cała duma. Wprawdzie my nie widzimy, ale cicho sza, lepiej posłuchać Pyrrona niż się wygłupić. Maleńka główka i świecące oczy, ostry dziób i przytulone do ciała skrzydła. Strzyżyk ma największe na świecie nadzieje. Tak bardzo chce, że przerasta sam siebie, tak bardzo dąży i leci, że wznosi się powyżej marzeń. Wyczynowiec z dziobem wiecznie wzniesionym prosto w niebo, chmury, słońce. Gdy się ma sześć gramów można zupełnie inaczej postrzegać rzeczywistość. Świat staje się za mały dla człowieka, poprzerastany miastami, ulicami, wielką konstrukcją globalnej wioski. Z tej makroskali nic nie widać. Ze skali sześciu gramów nagle uwidacznia się cały ten absurd. Bo po co sadzić drzewa w doniczkach, na zabetonowanym placu, skoro można najzwyczajniej w świecie ich nie wycinać?

Nic nie można poznać. Nic nie można jednoznacznie przekazać. Nic nie można klarownie wypowiedzieć. Nic nie można zrozumieć. Człowiek już tak ma. Pogubi się sam w sobie. Więc poprosimy na chwilę zawiesić cały system machiny myślenia. Dla Pyrrona to ważne, wdech, wydech, na drodze do oczyszczenia umysłu. Zawisnąć nad światem. Marzenia o lewitacji i czystym sercu. Unoszący się w powietrzu ptak, ma to, czego człowiek nie ma nawet gdy próbuje zaprzeczyć sobie samemu. Ponad prawem zakorzenionych w ziemi, ponad przeciętnością, ponad życiem. Umieranie w locie. Z każdym strzepniętym oddechem, ciężkim podmuchem skrzydła. Nagle ciało robi się tak ciężkie, że sześć gramów znika. Dokładnie tak samo jak osiemdziesiąt kilogramów. Pyrron pewnie był bardzo ciężki od niepewności. Trwanie w zawieszeniu. Podobno nie wygłaszanie sądów, nie bawienie się w poznawanie świata daje wyzwolenie. Marzenie filozofa, gdy jemu na złość mały ptaszek przelatuje w nadpowietrznej odpowiedzi.

To jak jest z tym poznaniem? Mogę czy nie mogę dotrzeć do istoty sprawy? A może zawsze tylko widzę istotę siebie? Strzyżyk jest za malutki by takie kwestie rozstrzygać. Znosi go raz na lewą, raz na prawą stronę. Tak to już jest, gdy piórka utkane ze wspomnień poprzedniego życia, rozciągają się wzdłuż całego ciała. Lecieć tam i z powrotem. Drzewo życia. Aksis mundi po którym skaczą wiewiórki, na dole jeż i krople rosy. Nikt tutaj nie ma wątpliwości, wszyscy zdali się na siebie, pod łapkami, pazurkami, czuje się korę, wilgoć, ziemię. Arbiter doskonałości, strzyżyk widzi więcej. Pod drzewem nieśmiało siedzi człowiek. Wysuszona twarz i napięta skóra. Ludzie mają tyle kłopotów, a to z innymi a to z sobą samym. Obrót w pół, dalej w górę, ponad drzewo. Im wyżej tym mniej wątpliwości. Świat jest nasz wspólny, tylko nie wszyscy o tym wiedzą.

To co z tym zawieszeniem? Redukcja. Epoche. Zawiesić by nie odczuwać rozczarowania. Nie sądzić, by do nas nie wróciło. Nie wartościować, by nas nie przewartościowało. Mieć mądrość, której inne Zwierzęta nie dają nam tak łatwo. Jeszcze nauczyć się ich języka, jeszcze próbować zrozumieć, jeszcze… człowiek zawsze ma jakieś jeszcze, a świat nie czeka na nasze wątpliwości, tylko zamyka kolejne drogi. Lasy płoną. Globalne ocieplenie jak piekarni zagrzewa wszystko.

Co może sześć gramów? Co poradzi na to wszystko malutki ptaszek? Czas do wymierania, kolejka jest już gotowa, projekt cywilizacja i postęp ustalił priorytety już dawno temu. Kto się będzie przejmował wątpliwościami Pyrrona czy śmiercią Strzyżyka. Dla jednych trele to cały świat, dla innych nic.

Bardzo małe nic.

Zostają same piórka.

Konik morski i Georg Berkeley

20220717_141028Wygięcie, przepływa, opływa, dookoła, kręci, muśnięcie. Leniwe. Piana. Woda. Cisza. Dookoła. Ciało samo unosi się na wodzie. Konik Morski. A może nie konik. Dlaczego konik? Konie mają grację a i owszem, ale czy mogą tak bez przerwy unosić się na wodzie? Karol Gustaw czy Adam Jerzy? A może Eleonora? Sam nie wie. Już tak ma jak wszystkie dookoła niego. Konik Morski to bardzo niepewne swego stworzenie. Nie wie jak ma na imię i nie może zdecydować się na to, które mu się podoba. Tak samo jak nie wie za bardzo czy istnieje.

Podobno istnieć to być zauważonym, ale czy ktoś widzi jak pośród toni morskiej unosi się niesiony własnymi wątpliwościami? Czy ktoś, kto nie ma imienia może być dostrzeżony? Więc wysiłkiem niezwykłej woli, przypływem jakiejś dziwnej tęsknoty prosto z fali oceanów zaczyna się obracać i zastanawiać. Jestem? Widać mnie? Kim jestem?

Dostrzec, ale co? W tej toni zanurzony, nie pewny. Wierzy, ale potrzebuje dowodów. Uwielbia słowa ale boi się ich dźwięków, zanurzony w myślach, które jedna po drugiej odrywają się i wirują dookoła jego umysłu. W peruce zsuniętej na czubek głowy i bezładnie zatopiony w sobie samym. Jak to jest możliwe, że widzę stół, ręce, swoje własne dłonie i nie widzę świata? Cały wszechświat. Co kryje las, pola, łąki, co kryją rzeki, morza, oceany? Niepokój filozofa, który boi się zamknąć oczy. Sen jest bezkształtnym niewidzeniem, oderwaniem się od samego siebie i od świata. George Berkeley szacowny biskup i filozof co bał się zasnąć.

Konik z morskiej piany, ulepiony z własnych wątpliwości i marzeń. W sumie, to już się zdecydował. Po co mu jedno imię, po co tak się ograniczać.? Stworzy cała kolekcję siebie i własnego ja. Autoportret z wody, zasłonięty pośrodku zsuwającego się w noc księżyca, w plamie bolesnego od patrzenia słońca. Unosząc się na falach, już postanowił z mocą całego swojego życia, że nie da się sprowadzić tylko do jednego słowa. W sumie jest jak ten, którego nie widzą, a to on obserwuje. Może więc z nich zadrwić, może ich wyśmiać, ale będzie dla nich łaskaw. Nie zajmie wszystkiego sobą.

Dziwne stworzenia nocy, wielorakie stworzenia dnia. Pośrodku całego tego życia, zgiełku i zmiany, kakofonia zastygła w nagłej pewności, że nie jest tak łatwo być sobą, tak szybko można samego siebie utracić, samą siebie oszukać. Bycie tym, który patrzy, filozoficzne brzemię, wziąć na siebie obraz świata. Konik morski nie jest już taki bezczelny, nie zamierza ferować wyroków, woli spokojnie się unosić, płynięcie za, zwłaszcza jeżeli jest za kim, może być niezwykle inspirujące.

Pytając samego siebie konik morski już wie, że jest tylko sobą. Jak piana znikająca na falach, jak muszle wyrzucane na brzeg, nieistotne choćby było ich wiele, podnosi się je z roztargnieniem by zaraz potem o nich zapomnieć. W tym też sensie Gustaw, Albert, albo Amaranta. Αμαραντος, niezatarty, niewygasający, dla oczu zawsze obecny. Piękno ciała. Gracja głowy. Jedwabista obietnica istnienia na zawsze. Tylko, że George Berkeley i tak wie swoje, ani on, ani jego ręce, ani Konik Morski zwany Amarantą nie będzie istnieć bez tej ostatecznej obietnicy spojrzenia. Dla George Berkeley była to nadzieja boskiego spojrzenia. Dla świata było to tylko marzenie. Morska fala prz elewająca się wzdłuż drobnego ciała. A może percepcja zaczyna się nie od spojrzenia a od dotyku? Dla Konika Morskiego same fale przebiegające wzdłuż jego ciała, samo dotknięcie i zanurzenie w wodzie, staje się już dziełem zbawienia i widzenia. Więc po co męczyć oczy, jeżeli wszystko można poczuć. Ciało jest takie podatne gdy tyle wody dookoła.

Mątwa, Pitagoras i oceany

20220717_141023Na piaszczystym dnie. Wygodnie rozpostarta Mątwa. Ona wie, od dawna wie. Filozofowie próbowali zgłębić istotę świata, a ona sobie spokojnie na to wszystko spoglądała od zawsze. Jeden – doskonały punkt, wszystko w sobie zawiera, jak jej ciało. Mątwa jest pitagorejską jedynką, punktem startowym, a przynajmniej takie ma o sobie mniemanie. Za wysokie? Jest pyszałkowata? No cóż, jej DNA pamięta o wiele więcej niż sam Pitagoras. A może to ona stworzyła pitagorasa? W końcu jedynka to matka wszystkich liczb, a ona jest tu na dnie sama. Jedna. Jedyna. Piękna. Jeszcze jest. Nieskamieniała.  

Dwa, prosta, forma jednowymiarowa. To jak droga, mątwa startuje falując całą sobą, tnie wodę zachłannie w jedną stronę. Do światła a potem z powrotem ukryć się w ciemności. Taka droga do i droga od. Po linii prostej można poruszać się bez końca, bez końca odkrywając nowe znaczenia tego samego życia, tej samej rutyny towarzyszącej nam od zawsze. 

Trzy, forma dwuwymiarowa, pojawia się przestrzeń. Człowiek pochłonięty swoim sprawami nie docenia co ma, jest niewydarzonym tworem ewolucji. Co innego mątwa, ta smakuje wodę, każdy jej odcień, każdy jej znak. Unosić się powolutku, obracać dookoła własnego ciała. Tak po prostu, jakby się już nie było. Chwila w której się jest i już znika. Sztuka nieistnienia, gdy dookoła pojawia się nowe życie. 

Cztery, formy trójwymiarowe. To cały ocean. Wielkie akweny możliwości. Zaplątana w życie mątwa, daleka od swojej przeszłości i przyszłości, w wielkim teraz. Ocean jest teraźniejszością przelewającą się dookoła niej, w niej, w jej umyśle. Oczy osadzone tak mocno, wpatrzone w każdy szczegół. Obliczenie świata zajęło trochę i mątwie, i Pitagorasowi. Ale się opłacało. Od tego czasu mątwa już wie, że świat nie jest takim łatwym zadaniem, zwłaszcza, że woda nie wyczerpuje wszystkiego. To tylko jej świat. To, co poza nim staje się niewiadomą. Lepiej nie liczyć dalej, bo tam rozciąga się wieczność, nad którą nie da się zapanować. 

Na brzegu oceanów ludzie rozstawili swoje domy, rozlali swoje miasta. Wielkie obliczenia i poszukiwanie złotej liczby dały moc. Pitagoras nawet nie wiedział ile się wydarzy gdy uruchomi myślenie człowieka. Wolałby jego uczniowie przysięgali tajemnicę wiedzy. Nie dało się jednak tego zatrzymać, wszystko popędziło z coraz większą siła. Prawa matematyki zaczęły pęcznieć jak pewność człowieka, że dzięki sobie może zrozumieć wszystko.  

Na dnie, przy piasku, mątwa, nie oczekuje już niczego. Ona tam trwa od początku istnienia. Jest jedynką, ukrytym w wodzie Arche. Heraklit dobrze to sobie wykoncypował, że z wody wszystko się bierze. Problem w tym, że za jedynką po falach rozsiał się cały wszechświat myślenia i liczb. Obliczenia i misterna konstrukcje. I po co to wszystko? Plastikowa torebka opadająca na dno łatwo może zabić, oblepić, wypełnić. Świat liczby i wiedzy spada śmietniskiem przed oczami mątwy. A ta spokojnie sobie siedzi.  

Jedynka to początek. Nauka o świecie 

Dwójka to rozwój. Korzystanie ze świata. 

Trójka to nadmiarowość. Mieć, mieć. Wszystko dookoła posiadać. 

Dziesięć. Pomijając wszystko inne, dziesięć jest pełnią. Konsumpcyjną, zaśmiecającą wszystko pełnią.  

Miasta rozrastają się siecią, splątane, nadmiarowe, niepotrzebne. 

Mątwa na piaszczystym dnie, czeka aż to wszystko na górze się uspokoi. Ludzie są tacy śmieszni, przychodzą, odchodzą, liczą, przeliczają, medytują, kupują, spalają się, spalają świat, a potem znów ich nie ma. Mątwa poczeka, przeczeka, już ona dobrze wie, że nie warto angażować się gdy liczby i obliczenia szaleją. Nowe prawa zawsze w końcu się łamią i lądują tuż obok niej, na dnie morza.